Do Harvardu dołączyły zespoły La Salle oraz Florida Gulf Coast, który zadbały by w turnieju nie zabrakło sensacji. Poza tym za nami kilka niezłych spotkań i sporo szybko rozstrzygniętych meczów. Największe emocje dopiero jednak przed nami, więc czas powoli przygotowywać się do dzisiejszych wydarzeń, a tymczasem kilka spostrzeżeń z nocy.
Typowy turniejowy występ Georgetown
W 2007 roku trener John Thompson III w swoim pierwszym sezonie pracy w Hoyas awansował do Final Four. Od tamtej pory już tylko rozczarowują i w swoim czwartym turnieju z rzędy odpadają w pierwszym tygodniu z teoretycznie słabszy zespołem. W 2008 roku przegrali z #10 Davidson, w 2010 z #14 Ohio, w 2011 z #11 VCU i w 2012 z #11 N.C. State i w nocy z #15 Florida Gulf Coast.
Przypadek? Ciężko stwierdzić, ale o ile o wcześniejszych porażkach można by dyskutować czy były pechowe, tak w przypadku pojedynku z Eagles mowy o niczym takim być nie może. Zawodnicy Florida Gulf Coast po nieco słabszym początku spotkania z biegiem minut przejmowali mecz. W drugiej odsłonie prowadzili już 19 oczkami grając przy tym niezwykle efektownie i skuteczność. Można by się pokusić o tezę, że w tej części spotkania grali najlepszą koszykówkę ze wszystkich ekip turnieju. Zresztą zobaczcie sami, choć polecałbym obejrzenie całego meczu:
Sherwood Brown miał 24 punkty i 9 zbiórek, Bernard Thompson – 23 punkty i 7 zbiórek, a Brett Comer – 12 punktów, 6 zbiórek i 10 asyst.
La Salle prawie jak Davidson
Niewiele zabrakło, by zespół La Salle skończył swoją przygodę z turniejem niczym przedwczoraj Davidson. Spotkanie rozpoczęli w podobny sposób stopniowo budując swoją przewagę. Grali cierpliwie, skutecznie i na przerwę schodzili z 18 punktowym prowadzeniem. W drugiej odsłonie jednak center Jordan Henriquez (17 punktów, 12 zbióre, 5 bloków w całym meczu) przerodził się w Dwighta Howarda z najlepszych lat i wspólnie z kolegami 6 minut przed końcem odrobili wszystkie straty.
Wydawało się, że Explorers są w sporych tarapatach, ale jakimś cudem udało im się przetrwać mecz i to mimo braku trafienia rzutu z gry w ostatnich 8 minutach spotkania. Mieli za to 7/8 z osobistych, a dokładniej sam Jerrell Wright, który uzbierał 21 punktów i 8 zbiórek.
W Wildcats zawiódł nieco Rodney McGruder, ale wciąż nie jestem w stanie zrozumieć, czemu to nie on, a Angel Rodriguez w decydującej akcji miał piłkę w rękach. To nie mogło się dobrze skończyć:
Szczęśliwy #12 seed
Wcześniej zrobiły to drużyny Oregon i California, a wczoraj swoje zwycięstwo z Wisconsin wywalczył zespół Ole Miss. Tylko Akron nie dało rady z VCU, co akurat było do przewidzenia.
Przy okazji warto wspomnieć i innych wygranych niżej rozstawionych ekip, i tak #10 Iowa State pokonała #7 Notre Dame 76:58, a #11 Minnesota rozprawiła się z #6 UCLA 83:63. Szału nie ma.
Gdzie ci bohaterowie?
Z mojej listy 10 zawodników do oglądania dalej gra tylko czterech, choć żaden nie rozegrał wielkiego spotkania, o którym można by pisać coś więcej.
Najlepiej wypadł Doug McDermott, który zdobywając 27 punktów (7/15 z gry, 11/11 z osobistych) i 11 zbiórek poprowadził Creighton do zwycięstwa z Cincinnati 67:63.
Najwięcej punktów jak do tej pory zdobył zaś Khalif Wyatt rzucając 31 oczek, ale miał tylko 9/22 z gry oraz dobre 12/14 za 1. Jego Temple poradziło sobie z N.C. State 76:72.
Marshall Henderson uzbierał 19 punktów, ale słabo rozpoczął mecz z Wisconsin i skończyło się na 6/21 z gry, w tym 3/12 za trzy.
Wczoraj zaś Rotnei Clarke rzucił tylko 16 oczek, przy 5/14 z gry.
Poza tym odpadli: Mike Muscala (9 punktów i 4/17 z gry, al też 10 zbiórek), Nate Wolters (10 oczek i 3/14 z gry), Zeke Marshall (11 punktów, przy 4/7 z gry), Matthew Dellavedova (10 punktów, 3/13 z gry, 7 asyst, 6 strat), Ian Clark (21 oczek, 8/14 z gry) i Lamont Jones (9 punktów i 3/14 z gry).
Łatwiejsza droga Gonzagi
Po problematycznym zwycięstwie z #16 Southern, dziś Bulldogs zmierzą się z #9 Wichita State. Jeśli zaś uda im się wygrać ten mecz, w kolejnym spotkaniu zagrają ze zwycięzcom pary #12 Mississippi – #13 La Salle. Na papierze łatwiejszej drogi do Elite Eight nie ma żadna inna ekipa z #1 seedem. Nalżałoby więc wykorzystać sprzyjające okoliczności.
Potęga Atlantic 10
Konferencja A-10 obok Missouri Valley jest jedyną niepokonaną w tegorocznym turnieju. Wynik tych pierwszych wygląda jednak bardziej imponująco, bo wciąż bierze w nim udział 5 ekip, podczas gdy MVC ma tylko dwóch swoich uczestników. Bilans 5-0 wygląda więc imponująco i co ciekawe w kolejnej rundzie tylko Temple jest skazywane na porażkę z Indianą. Nie wykluczone więc, że już za dwa dni to właśnie Atlantic 10 będzie miało najwięcej pozostałych drużyn w Big Dance (w tej chwili najwięcej 6 ekip ma konferencja Big Ten).
Dodaj komentarz