Najważniejsze danie podano do stołu! Na ten mecz czekaliśmy chyba najbardziej. W jednej z serii naszych pytań stwierdziłem, że to właśnie Wisconsin ma największe szanse na pokonanie Kentucky, jednak i tak bez dyskusji był fakt, że mimo wszystko to Wildcats byli faworytami tego spotkania. Sprawdźmy jak było!
#1 Kentucky – #1 Wisconsin
Kentucky zaczęło mocno – trójka Andrew Harrisona i alley oop Harrisson – Cauley-Stein. Wisconsin jednak trzymało dystans, doskonały początek spotkania zaliczył Sam Dekker, swoje dorzucał Frank Kaminsky. Badgers byli dobrze dysponowani na atakowanej tablicy, dzięki czemu zdobywali dodatkowe posiadania. Kiepsko w tym elemencie gry radzili sobie Wildcats, którzy pierwszą zbiórkę ofensywną zaliczyli dopiero kilka minut przed końcem połowy i prawdę mówiąc była ona bardziej wynikiem jednego z nielicznych błędów Badgers w tym elemencie, niż faktycznej walki na tablicy. Tak, to właśnie postawa przede wszystkim Franka Kaminsky’ego najbardziej mi zaimponowała w tej części gry. Rywale naprawdę wielkiej klasy, ale lider Wisconsin walczył o każdą zbiórkę, nie dopuszczając do zdobywania łatwych punktów przez rywali.
Podobało mi się także to, że liderzy ekipy ze stanu Wisconsin dzielili się piłką, dzięki czemu z biegiem czasu kolejni koszykarze Badgers dopisywali się do listy strzelców. W Kentucky brylowali Andrew i Aaron Harrisonowie, punkty dorzucał także Towns. To jednak podopieczni Bo Ryana lepiej prezentowali się przez większość połowy, po trójce Gassera prowadzili nawet 28-21. Wildcats zaliczyli jednak niezłą końcówkę i ostatecznie na przerwę schodziliśmy przy stanie po 36.
Tuż po przerwie istna strzelanina. Koszykarze obu zespołów w trzy minuty rzucili 18 punktów, pudłując w tym czasie ledwie raz. 46-44. Kentucky zaliczyło jednak ponad trzy minuty bez punktów, w Wisconsin z kolei ponownie uaktywnił się Dekker, kończąc akcję dwa plus jeden, trójkę dorzucił Koenig i było 52-44. Warto jednak dodać, że Wildcats w końcu zaczęli zaznaczać swoją obecność pod atakowaną tablicą, więc przewaga Wisconsin topniała. Trochę wiatru – wymuszając faule na graczach Kentucky – robił rekonwalescent Traevon Jackson, po którego punktach było 56-52. Wtedy jednak Kentucky zaliczyło 8-0 run, którego autorami byli bliźniacy Harrison i Towns. Warto zaznaczyć, że niewidoczny był Cauley – Stein. Tak czy inaczej było 60-56 dla Wildcats, a na zegarze nieco ponad sześć minut. Do remisu doprowadził Nigel Hayes, jednak należy dodać, że jego rzut był oddany po czasie, ale sędziowie nie zauważyli końca 35 sekund. To nie był jedyny ich błąd, bowiem nie odgwizdali także flagranta na Lylesie (uderzył Josha Gassera). O mniejszych już nie wspominam.
Wróćmy do sportowej rywalizacji. 60-60, atmosfera napięta, więc na kłopoty Kami… Dekker! Najpierw trójka na prowadzenie, potem złapał Lylesa na offensa, po czym sam wymusił przewinienie w kolejnej akcji, trafiając jeden rzut wolny. Minuta do końca, plus cztery dla Badgers. Po raz kolejny z dobrej strony pokazał się Aaron Harrison, którzy zaliczył akcję dwa plus jeden. Jeden punkt. Następna akcja nerwowa, ale Kaminsky wymusza faul, trafia dwa wolne, z drugiej strony osobistego nie trafia Towns i jak się okazało był to koniec Kentucky. Pewnie egzekwowane wolne przez Badgers i Wildcats jadą do domu!
Należy pochwalić Franka Kaminsky’ego, który może nie miał momentów przez duże M, jak miało to miejsce w przypadku Dekkera, tylko po prostu rozegrał bardzo dobre spotkanie – 20 punktów przy 7/11 z gry, 11 zbiórek, 2 bloki. W Kentucky wyróżnić można w zasadzie tylko tych, którzy przewijali się przez całą relację – braci Harrison i Twonsa. Warto też dodać, że Wildcats rzucili ledwie trzy trójki, próbowali zresztą zaledwie pięciokrotnie.
Boxscore i highlights
Mecz możecie obejrzeć w całości dzięki niezawodnemu Kosiemu:
Wisconsin – Kentucky: 1 połowa | 2 połowa
Dodaj komentarz