Tekst Patryka Kurkowskiego, który ukazał się pod koniec stycznia w papierowej wersji Dzienniku Bałtyckim. Gorąco zachęcam do przeczytania:
W pogoni za marzeniami i lepszym życiem wyjechał wraz z rodziną do Stanów Zjednoczonych. Za oceanem napotkał wiele problemów, które udało mu się przezwyciężyć. Na talencie urodzonego w Gdyni Aleksandra Czyża Amerykanie poznali się szybko, umieszczając go w setce najzdolniejszych zawodników z rocznika 1990. Otrzymał wiele ofert z czołowych uczelni, ale wybrał rozwój pod okiem żywej legendy Mike’a Krzyżewskiego w Duke. Po ponad roku opuścił Blue Devils na rzecz Nevady, bo chce zapisać się w historii Wolf Pack. Być może wkrótce dołączy do naszego jedynaka w NBA Marcina Gortata. Taki ma przynajmniej cel.
W Trójmieście był wyróżniającym się młodym zawodnikiem (otrzymał tytuł MVP Pomorskiego Związku Koszykówki), ale w amerykańskich realiach był jednym z wielu rojących o grze w najlepszej lidze świata. Gdy przyjechał, okazało się nawet, że na tle rówieśników ma ogromne braki, zwłaszcza w zakresie orientacji na parkiecie.
Dodatkowo Polak nie od razu zaadaptował się w nowym środowisku, barierę stanowił przede wszystkim język.
– Miałem wiele trudności w porozumiewaniu się z nauczycielami czy innymi uczniami. Pamiętam bardzo dobrze mój pierwszy dzień w szkole, gdy poszedłem do mojej klasy. Inni próbowali ze mną porozmawiać, ale nie miałem pojęcia, co mówią i głupio się czułem z tego powodu. Już w trakcie zajęć nauczyciel tłumaczył krok po kroku, co mamy zrobić na komputerze. Większości nie zrozumiałem, więc nie byłem w stanie wykonać zadania. Po kilku minutach lekcji opuściłem klasę i czekałem do dzwonka na siostrę. Opowiedziałem jej wszystko i stwierdziłem, że nie wiem, jak sobie poradzę. Tak właściwie wyglądał mój cały pierwszy rok pobytu w Stanach – wspomina niespełna 22-letni zawodnik.
Czyż doznał też kontuzji, wskutek czego nie załapał się na starcie do drużyny. Uraz jednak szybko wyleczył i w kolejnym sezonie dołączył do zespołu.
– Chciałem być jednym z najlepszych, w efekcie ciężko pracowałem. Nie wiedziałem, jaki posiadam potencjał, dopóki nie zaczęły się mną interesować drużyny z NCAA – powiedział mierzący 200 cm gracz, który w 2007 roku znalazł się na liście 100 najbardziej utalentowanych koszykarzy w swoim roczniku w Stanach Zjednoczonych. Wtedy pochodzący z Gdyni zawodnik w Reno High School osiągał średnią na poziomie 18,7 pkt i 8,3 zbiórki.
To był już spory sukces, chociaż najlepsze dopiero nadeszło. Po pokazowym występie w stanowej drużynie gwiazd Las Vegas Prospects (zagrał w nim po raz drugi z rzędu) otrzymał oferty z wielu czołowych uczelni, w tym z elitarnego programu Duke, który wyszkolił już wielu wybitnych koszykarzy.
To w dużej mierze zasługa żywej legendy koszykówki akademickiej Mike’a Krzyżewskiego (ma polskie korzenie), zarazem szkoleniowca reprezentacji USA, słynącego z niekonwencjonalnego podejścia i do zawodników, i do treningów.– Chciałem odnieść sukces i być jak najlepszy. A przecież, z kim przystajesz, takim się stajesz! – tłumaczy wybór Blue Devils Czyż, który został wówczas przemianowany z silnego na niskiego skrzydłowego.
Ale Polak nie zagrzał długo miejsca w Duke. Opuścił drużynę na drugim roku studiów, bo po obiecującym początku grał coraz mniej minut.– Mike Krzyżewski bardzo dużo uwagi poświęca każdemu zawodnikowi. I tak było również w moim przypadku. Pomimo że nie dostawałem wielu szans podczas mojego pobytu w Duke, to od niego nauczyłem się wiele – mówi koszykarz.
Nasz zawodnik zdecydował się na grę w Nevadzie, gdzie był już rozpoznawalny. Zmiana uczelni oznaczała jednak przyznanie statusu „red shirt”, co wykluczało go z gry na rok.
– Kiedy przechodziłem do Nevady, miałem poczucie, że posiadam wystarczającą wiedzę, by odnieść sukces na innej uczelni. A dlaczego wybrałem akurat ten zespół? Nevada przez ostatnie dziesięć lat miała bardzo dużo utalentowanych zawodników, odnosiła sukces w swoim programie. Odpowiadał mi kaliber graczy, jakich Nevada rekrutowała, a następnie jak ich rozwijała.
Olek Czyż jest aktualnie trzecim strzelcem Wolf Pack (średnio notuje 11,4 pkt oraz 6,1 zbiórki). Jego drużyna w konferencji Western Athletic zdecydowanie prowadzi, wygrała dotąd szesnaście z dziewiętnastu meczów.
– Teraz mam dwa cele. Chciałbym wygrać naszą konferencję WAC i dostać się do March Madness [Marcowe Szaleństwo – przyp. red.]. Chcę zakończyć ten sezon na najwyższej pozycji i być zapamiętanym jako jeden z najlepszych koszykarzy w historii zespołu. Ale o występach w NBA też marzę, każdy gracz powinien!
Do najlepszej ligi świata jeszcze daleka droga. Czyż wciąż ma wiele do udowodnienia, choć podobnie jak w przypadku Gortata nie brakuje mu determinacji. A to klucz do sukcesu.
Patryk Kurkowski
„Polska Dziennik Bałtycki”
NIE ŁAM SIĘ ! PIJ MLEKO – BĘDZIESZ WIELKI!
NIE MA LIPY !!!