Za nami drugi dzień powoli rozkręcających się rozgrywek NCAA. Co ważniejsze najlepsze dopiero przed nami. W piątek sezon startuje na dobre, a fani będą mogli zobaczyć aż 127 spotkań. Między innymi swoje pierwsze mecze w sezonie rozegra trójka Polaków – Olek Czyż (Nevada), Jakub Kuśmieruk (Idaho State) i Kamil Jantoń (Eastern Michigan). Najważniejszym wydarzeniem tego wieczoru jednak będzie historyczny mecz North Carolina – Michigan State na zacumowanym lotniskowcu. Zanim jednak do tego dojdzie krótkie podsumowanie czterech wczorajszych spotkań.
********************
Zespół Texas A&M dosłownie zmiażdżył w pierwszej połowie osłabioną kontuzjami ekipę Liberty 37:14 i w rezultacie wygrał 81:59. 20 punktów i 6 zbiórek uzbierał Ray Turner, a Elston Turner dodał 16pkt, 6zb i 4as. Lider Aggies Khris Middleton z powodu drobnego urazy rozegrał tylko 10 minut notując w tym czasie 6pkt i 3zb. W zespole Liberty wyróżnił się rezerwowy John Caleb Sanders, zdobywca 18 oczek.
********************
Mississippi State niespodziewanie uległo drużynie Akron Zips 58:68. Gości do zwycięstwa poprowadził Quincy Diggs notując 19pkt i 4zb, ale warto tez wymienić udany występ Zeke Marshalla, który spotkanie zakończył z dorobkiem 10pkt, 6zb i 5bl. Dla Bulldogs 13 oczek rzucił Dee Bost, a Renardo Sidney dodał 12. Obaj mieli także po 5 zbiórek.
********************
Drużyna St. John’s dzięki udanej końcówce meczu uniknęła pierwszej w tym sezonie porażki i zwyciężyła z Lehigh 78:73.
Zawodnicy Mountain Hawks w odpowiedzi na obronę strefową rywali mecz rozpoczęli od bombardowania zza linii 6,32. Na 5 pierwszych prób za trzy wszystkie odnalazły drogę do kosza i w rezultacie wyszli na kilku punktowe prowadzenia, który utrzymali do końca pierwszej połowy. Gracze Lehigh grali spokojnie, a przede wszystkim skutecznie na co pozwalała im niezbyt szczelna obrona St. John’s. Z drugiej strony zawodnicy Red Storm zaskoczeni postawą rywali nie potrafili odnaleźć swojego rytmu po obu stronach parkietu.
Taki stan rzeczy utrzymywał się do 30 minuty, po której w Lehigh coś się zacięło. Do tej pory wszystkie zrywy i próby odrobienia strat przez St. John’s spotykały się z szybką odpowiedzią, ale defensywa Red Storm w końcu ulegała poprawie, a „zona-press” na całym boisku zaczynała przynosić efekty. Mountain Hawks zaliczyli kilku minutowy fragment, bez punktów, a pod ich koszami rządzili Moe Harkless (15pkt, 6zb) i God’sgift Achiuwa (21pkt, 8zb). Po ośmiu punktach z rzędu tego pierwszego na tablicy widniał remis i zagubieni gracze Lehigh robili wszystko by tego meczu nie wygrać. Błędy, straty i niecelne rzuty pozwoliły graczom St. John’s przejąć spotkanie i w końcu odnieść zwycięstwo.
Bohaterem meczu był God’sgift Achiuwa, który trafił wszystkie swoje rzuty (6/6 za dwa, 9/9 za 1). Potężny zawodnik Red Storm techniką się nie wyróżnia, ale w po dobrym podaniu w polu trzech sekund odnaleźć się potrafi. Dodając do tego dobrą postawę w obronie i na chwile obecną dość niespodziewanie jest najlepszym graczem w swoim zespole. Moe Harkless jest już natomiast dużo chudszy i pod koszem gra trochę z przymusu (NCAA nie dopuściło trzech graczy St. John’s). Do tej pory występował raczej na obwodzie i stąd nie dziwią jego próby za trzy.
Warto też wspomnieć, że po raz pierwszy w tym sezonie na ławce usiadł trener Steve Lavin, u którego wykryto wczesne stadium raka prostaty i na swoje stanowisko wrócił dopiero dwa dni temu. W wakacje poddał się leczeniu i wygląda na to, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, a jego komunikacja zawodnikami wciąż mnie zaskakuje.
W zespole Lehigh wyróżnił się najlepszy powracający punktujący NCAA – C.J. McCollum. Lider Mountain Hawks zaliczył jednak dwie różne połowy. W pierwszej błyszczał zdobywając 13 punktów na bardzo dobrej skuteczności. W drugiej nie potrafił sobie poradzić z agresywną obroną rywali, grał nieskutecznie i popełniał sporo błędów. Ostatecznie uzbierał 19 punktów (6/17 z gry), 9 zbiórek oraz 3 asysty i jak na pierwszy mecz sezonu zaliczył całkiem udany występ. Gdyby jednak zagrał nieco lepiej w ostatnich 10 minutach meczu jego zespół mógłby odnieść bardzo cenne zwycięstwo. Nieźle wspomagali go Gabe Knutson (16pkt, 6zb, 3as) i Holden Greiner (12pkt, 6zb, 3as).
********************
Bliski niespodzianki był także zespół Duquesne, który ostatecznie uległ notowanej ekipie Arizona 59:67.
Zawodnicy Dukes swoją grą nie zachwycali, ale na tle słabo prezentującego się zespołu Wildcats (20 strat), w pierwszej połowie wypadli bardzo dobrze. Przede wszystkim grali spokojnie, zespołowo i popełniali mało błędów. Jedynym mankamentem była fatalna skuteczność (33% z gry, 16% za trzy), przez co na przerwę zamiast prowadząc 10 punktami schodzili z przewagą tylko dwóch oczek.
Wokół remisu wynik oscylował aż do 35 minuty, a gra obu zespołów wyglądała podobnie jak w pierwszej części. Wtedy jednak popis umiejętności dał Jordin Mayes, który w trzech kolejnych akcjach zdobył 8 punktów wyprowadzając Wildcats na dziewięciopunktowe prowadzenie. Duquesne po tym ciosie podnieść się już nie potrafili i w rezultacie obyło się bez niespodzianki.
Objawieniem meczu był oczywiście wspomniany Mayes, który po udanym poprzednim występie, w tym spotkaniu wyszedł w pierwszej piątce. Na tle swoich kolegów przede wszystkim zadziwił skutecznością, a punkty zdobył na różne sposoby. Rzuty za trzy i z półdystansu, wjazdy, czy z linii osobistych. W sumie uzbierał 19 punktów, tym samym ustanawiając nowy rekord kariery. Dodając do tego bardzo dobrą postawę w defensywie i już wkrótce to on, a nie Kyle Fogg (2/9 z gry, 6 strat) może stać się najważniejszą postacią w drużynie.
Drugie double-double w sezonie i w karierze zaliczył Jesse Perry tym razem z 11 punktami i zbiórkami. Atletyczny skrzydłowy bardzo dobrze odnajduje się w walce pod koszami, po obu stronach parkietu. W obronie do zbiórek dodaje bloki, w ataku oczywiście punkty. Obecnie to taka mini wersja Derricka Williamsa, który szalał w poprzednim sezonie w składzie Wildcats.
Z Freshmanów tym razem wyróżnił się Angelo Chol. Podkoszowy Arizony na boisku spędził 21 minut notując 6 punktów oraz 7 zbiórek i śmiało mogę powiedzieć, że trener Sean Miller będzie miał z niego wiele pożytku.
W Duquesne moją uwagę przykuł natomiast niepozorny T.J. McConnell, który w ataku może nie błyszczał (4/12 z gry), ale na przestrzeni całego meczu wykonał kawał dobrej roboty. Na boisku był dosłownie wszędzie i w rezultacie do 9 punktów dołożył 6 zbiórek, 4 asysty oraz 3 przechwyty. Po 13 punktów i 2 zbiórki mieli Eric Evans oraz Sean Johnson.
Ja już się nie mogę doczekać walki w Pac-12 pomiędzy Arizoną a UCLA… a tym bardziej w przyszłym sezonie, gdy do Wildcats dołączy najsilniejsza w kraju grupa freshmanów, a do UCLA Kyle Anderson i mam nadzieję Shabazz Muhammad.
A propo Polaków to mecz Idaho State w weekend będzie do obejrzenia na ESPN