Przygoda Liberty z turniejem NCAA zaczęła się równie szybko, co skończyła, ale taki wynik na pewno nie może nas dziwić. Każdy z zawodników Flames zdawał sobie sprawę z wielkości osiągnięcia już samego awansu i choć wszyscy wspólnie wierzyliśmy w kolejny cud, rzeczywistość okazała się po prostu brutalna.
Jak można było się spodziewać mecz nie stał na zbyt dużym poziomie i fragmenty bardzo dobrej gry, kiedy obie ekipy na zmianę prześcigały się celnymi trójkami, przeplatane były słabszymi minutami, w których mnożyły się niecelne rzuty i straty. W rezultacie zespoły Liberty oraz North Carolina A&T grały zrywami i po lepszym początku podopiecznych trenera Layera, w pewnym momencie zawodnicy Aggies zanotowali serię 10-0 wychodząc na kilku punktowe prowadzenie.
Ta przewaga utrzymywała się aż do końca spotkania i choć Flames udawało się niwelować straty, to za każdym razem gdy zbliżali się na 1-3 punkty ich rywale szybko odpowiadali swoimi trafieniami. To co więc wywalczyli w ataku, zaraz tracili w obronie, ale w końcówce John Caleb Sanders niemal w pojedynkę zdołał jeszcze zniwelował wszystkie straty. Spudłował jednak ostatni, najważniejszy rzut w meczu i jego Liberty przegrało 72:73.
Zawodnicy North Carolina A&T wywalczyli więc pierwsze w historii uczelni zwycięstwo w turnieju NCAA, a to wszystko zasługa ich postawy w ofensywie. 52% z gry, 56% za dwa i 44% za trzy (8/18), to świetny wynik szczególnie na drużynę, która średnio w sezonie trafiała odpowiednio 40% z gry, 45,5% za dwa i tylko 30% za trzy. Z jednej strony spory w tym udział miała nie najlepsza defensywa Liberty. Z drugiej zaś kilka razy gracze Aggies trafili naprawdę trudne rzuty. 19 punktów i 2/2 za trzy miał Jeremy Underwood, 16 oczek i 9 zbiórek dodał Bruce Beckford, a Lamont Middleton uzbierał 14 punktów i 5 zbiórek.
W zespole Flames statystycznie bardzo dobrze spisała się cała trójka liderów i Tavares Speaks oprócz 17 punktów miał 6 zbiórek oraz 3 przechwyty, Davon Marshall oddał aż 15 rzutów z dystansu (najwięcej w sezonie) trafiając 6 razy i notując 22 oczka, a John Caleb Sanders popisał się 21 punktami i 9 asystami. Na pierwszy rzut oka ciężko więc do czegoś się przepić, ale po obejrzeniu spotkania można mieć kilka zastrzeżeń. Zbyt wiele niepotrzebnych rzutów oddał Marshall, a Sanders za bardzo uwierzył w swoje umiejętności przez, co miał tylko 3/12 za dwa, a jego liczba asyst jest strasznie myląca. Przekonał się o tym zwłaszcza Tomek Gielo, który choć na boisku spędził 19 minut oddał tylko jeden rzut z gry. Tak też często wyglądały spotkania Liberty w tym sezonie, a Polak wielokrotnie musiał być sfrustrowany.
Oto kilka przykładów:
Próba wejścia pod kosz Sandersa kończy się podwojeniem, więc zmuszony jest podać piłkę do kolegi. W prawym górnym rogu widzimy zupełnie nie pilnowanego Tomka, ale powiedzmy, że mógł go nie zauważyć.
Ta sama akcja kilka chwil później, a koło Tomka wciąż nie ma obrońcy. Sandersa mimo bliskości rywala decyduje się na rzut… ale trafia.
Kolejna podobna sytuacja z tej samej strony boiska. Tomek me sporo wolnego miejsca i czeka przy linii rzutów za trzy. Sanders decyduj się jednak na wjazd pod kosz i podanie przez ręce do innego kolegi.
Tym razem przy piłce jest Speaks i choć Tomek nie jest na idealnej pozycji tutaj również znalazłoby się miejsce na podanie mu piłki.
Druga połowa, a Sanders mimo skupienia na sobie uwagi wszystkich obrońców oraz posiadania na środku dwóch wolnych partnerów wybiera trudniejsze rozwiązanie i podaje w górny róg do Marshall.
Ta sama akcja kilka chwil później. Tomek cały czas stoi zupełnie wolny, a Marshall w pierwszej kolejności decyduj się na minięcie.
Ostatecznie piłka trafia w ręce Tomka, ale obrona rywali zdążyła już się przesunąć i jedyny rzut Polaka w meczu jest nieco wymuszony.
Końcówka spotkania, Liberty odrabia straty, a Tomek jest zupełnie za plecami obrońców i ma wolną drogę do kosza. Speaks zamiast podać do swojego kolegi, mimo straty trzech oczek nie wiedzieć czemu uspokaja akcję, która ostatecznie nie przynosi punktów.
Te zdjęcia idealnie obrazują właśnie trudności z jakimi na co dzień borykać musi się nasz zawodnik. Wielokrotnie podkreślałem, jak często Tomek pomijany jest w akcjach ofensywnych swojej drużyny, co nie zawsze przynosi dobry efekt. W 12 wygranych meczach przeciwko zespołom z I Dywizji Polak zdobywał średnio 8,8 punktów. W 15 przegranych meczach, w których wystąpił notował przeciętnie tylko 5,7 oczek. Ten mecz był więc idealnym podsumowaniem obecnego sezonu Liberty dla Tomka oraz kibiców z Polski. I tylko szkoda, że chwalony przez komentatorów nasz reprezentant nie mógł na wielkiej scenie zaprezentować pełni swoich umiejętności. Oby miał w przyszłości jeszcze wiele okazji!
szkoda, że mu nie ufają w ataku czy tez sami siebie promują, no ale cóż może w przyszłym roku jego rola w zespole urośnie, tymczasem dobry mecz gruszeckiego ale niestety porażka