Turniej NCAA rozkręcił się na dobre, za nami kolejne spotkania, ale największe emocje wciąż jednak przed nami. W wieczornych meczach ponownie było ciekawie i nie brakowało emocjonujących końcówek, jednak obyło się bez zaskakujących wyników.
#2 Kansas – #15 New Mexico State 75:56
Jayhawks podobnie jak w kilku ostatnich spotkaniach sezonu zasadniczego do meczu przystępowali bez centra Cliffa Alexandra, którego rodzice prawdopodobnie naruszyli przepisy NCAA i w rezultacie jego status amatora jest zagrożony. To też poważnie osłabiło podkoszową siłę podopiecznych Bill Selfa i fakt ten mieli wykorzystać Aggies. Z początku starali się więc kierować jak najwięcej piłek w ataku pod kosz, a po drugiej stronie boiska bronili strefą pamiętając o nierównej dyspozycji strzeleckiej swoich rywali. Niestety dla nich obie koncepcje zawiodły, bo pod koszem dzielnie walczyli pozostali gracze Kansas, a skuteczność z dystansu była na zaskakująco dobrym poziomie.
Już po 10 minutach meczu prowadzenie Jayhawks wynosiło 10 oczek, a na przerwę schodzili wygrywając 36:23. W tym fragmencie bardzo dobrze spisywali się zwłaszcza obwodowi gracze Kansas, trafiając 5 na 8 rzutów z dystansu. Druga odsłona miała bardzo podobny przebieg do pierwszej i wszystkie próby odrobienia strat przez zawodników New Mexico State szybko spotykały się z odpowiedzią ze strony ich rywali, co wyraźnie podcinało im skrzydła. Widząc, że nie są w stanie nic zdziałać w pewnym momencie chyba po prostu zrezygnowali, a różnica punktowa zaczęła rosnąć, by ostatecznie przegrać 56:75. Kansas prowadzili od pierwszej do ostatniej minuty, co chyba najlepiej obrazuje przebieg tego jednostronnego spotkania.
Gracze Kansas mecz skończyli trafiając 9 na 13 rzutów za trzy i pod tym względem był to ich najlepszy mecz w tym sezonie. Frank Mason III uzbierał 17 oczek, 9 zbiórek oraz 4 asysty i na przestrzeni całego spotkania chyba najbardziej wyróżnił się na boisku, choć trzeba podkreślić, że każdy z graczy Jayhawks dołożył swoją cegiełkę do zwycięstwa. Trener New Mexico State Las Cruces widząc co się dzieje na pożegnanie stopniowo zdejmował z boiska swoich czołowych graczy dziękując im za mecz oraz cały sezon.
#10 Georgia – #7 Michigan State 63:70
Zawodnicy Spartans do meczu przystąpili ospale, co szybko wykorzystali ich rywale zaczynając spotkanie od serii 9-3. Chyba dopiero po kilku minutach przypomnieli sobie co jest stawką meczu, zacieśniając obronę i szybko przechodząc do kontry. Zwłaszcza Travis Trice wyróżniał się w tym elemencie popisując się akcją dwa plus jeden, a kilka minut później ładnym dunkiem. W międzyczasie jego zespół zanotował serię 13-2 i na przerwę schodził prowadząc 35:22.
Druga połowa rozpoczęła się w niemal identyczny sposób jak pierwsza i podczas gdy gracze Michigan State mozolnie się rozkręcali, ich rywale przystąpili do odrabiania strat. Po 6 minutach drugiej części gry różnica wynosiła już tylko dwa oczka, co dobrze wróżyło przed zbliżającym się końcem spotkania. Sytuacje graczy Spartans dodatkowo komplikowały problemy z faulami, przez co trener Tom Izzo musiał więcej rotować składem. W odpowiednim momencie był jednak na boisku skrzydłowy Branden Dawson, który zdobywając 8 punktów z rzędu dla swojej drużyny zatrzymał rozpędzonych graczy Bulldogs. Wprawdzie pomimo 13-punktowej różnicy zawodnicy Georgia byli jeszcze w stanie zbliżyć się w ostatniej minucie meczu na trzy oczka, ale świetnie dysponowany tego dnia Denzel Valentine trafił 6 kolejnych rzutów wolnych (wcześniej jego koledzy mieli 5/13) zapewniając Michigan State pierwsze zwycięstwo w turnieju.
Zawodnicy Bulldogs mieli dobre fragmenty, ale w całym meczu popełnili zbyt wiele błędów, co bardzo dobrze wykorzystali ich rywale. Travis Trice uzbierał 15 punktów i miał także 6 asyst, Branden Dawson dołożył 14 punktów i 6 zbiórek, a profesor Denzel Valentine zdobył 16 oczek, 6 zbiórek i 3 asysty. Po drugiej stronie wyróżnili się zwłaszcza Charles Mann i Kenny Gaines, którzy rzucili odpowiednio 19 i 15 punktów.
#5 Northern Iowa – #12 Wyoming 71:54
Obie ekipy należą do podobnych konferencji, co też miało zapowiadać bardzo wyrównany mecz, a eksperci dość wysoko oceniali szanse Wyoming na sprawienie niespodzianki. Kowboje do meczu przystąpili bardzo zmotywowani, po pięciu minutach prowadząc nawet 9:8. Później jednak już tak kolorowo nie było i gracze Panthers zaczęli budować swoją przewagę. Dobre minuty rozgrywał bardzo utalentowany podkoszowy Seth Tuttle, który nie tylko punktował z różnych miejsc na boisku, ale także szukał kolegów. Na przerwę więc to Northern Iowa schodziła prowadząc 35:24, przeważając po obu stronach boiska.
W drugiej odsłonie kontynuowali dobrą passę, aż w końcu obudził się niewidoczny wcześniej Larry Nance Jr. Lider Wyoming w przeciągu niespełna 3 minut rzucił 12 oczek, niwelując nieco straty, a po trójce dołożyli jeszcze jego koledzy i na 10 minut przed końcem do odrobienia pozostało już tylko 7 punktów. Z radością oczekiwaliśmy więc kolejnej wyrównanej końcówki, ale podopieczni Bena Jacobsona szybko wybili nam ten pomysł z głowy. Paul Jesperson oraz Wes Washpun odpowiedzieli swoimi trafieniami podcinając skrzydła rywalom i wyprowadzając swój zespół na bezpieczne prowadzenie. W końcówce gracze Cowboys próbowali jeszcze wrócić do gry szybko faulując przeciwników, ale tego dnia zawodnicy Northern Iowa świetnie spisywali się na linii rzutów wolnych w całym spotkaniu trafiając 16 z 18 prób.
Największą różnicę w spotkaniu zrobili rezerwowi Panthers, którzy w sumie zdobyli 41 punktów, przy tylko 2 oczkach swoich konkurentów. Najlepiej w tym gronie wypadł Paul Jesperson notując 16 punktów i 4 zbiórki, ale swoje dał także podstawowy wysoki Seth Tuttle zdobywając 14 punktów, 9 zbiórek, 3 asysty i 3 przechwyty. Po drugiej stronie nieźle wypadł Larry Nance Jr. kończąc spotkanie z dorobkiem 16 punktów i 7 zbiórek, a 5 trójek dołożył Charles Hankerson Jr.
#2 Virginia – #15 Belmont 79:67
Craig Bradshaw chciał zostać bohaterem i nawet był całkiem blisko osiągnięcia tego, ale ostatecznie doświadczenie Virginii wzięło górę i mecz zakończył się bez niespodzianki. Od początku spotkania jednak gracze Belmont grali bez kompleksów, w niecałe 8 minut rzucając aż 20 oczek najlepszej defensywie NCAA i wychodząc na kilkupunktowe prowadzenie. Dopiero po pewnym czasie zaskoczeni zawodnicy Cavaliers przypomnieli sobie jak grali do tej pory, nie pozwalając swoim rywalom na zdobycie punktów przez 6 kolejnych minut. Sami zanotowali zaś serię 13-0 i odskoczyli na bezpieczną 10-punktową przewagę. Justin Anderson po słabszej formie w turnieju ACC spowodowanej kontuzją przypomniał nam o swoich sporych umiejętnościach, a dzielnie wspomagał go Malcolm Brogdon, który już po 20 minutach meczu miał na koncie 16 punktów.
Wydawało się, że tu już nic ciekawego się nie wydarzy, a przewaga podopiecznych Tony’ego Bennetta będzie tylko rosnąć, jednak Bruins nie chcieli składać broni. Sygnał do ataku dał Craig Bradshaw, który najpierw wsadem, a później skutecznym rzutem za trzy rozpoczął odrabianie strat. Wkrótce do zabawy dołączyli pozostali koledzy z zespołu i Cavaliers gdzieś w tym wszystkim nieco się pogubili. Straty i błędy tylko wprowadziły niepotrzebne nerwy, a gdy Bradshaw na 5 minut przed końcem dołożył dwie kolejne trójki (trafiając jedną o szybę) różnica stopniała do dwóch oczek.
Mając w pamięci wydarzenia z poprzedniej nocy szybko nabraliśmy apetytu na emocjonującą końcówkę, ale na tym musiało się skończyć. Gracze Bruins od stanu 60:62 popełnili kilka błędów i chwilę później na tablicy widniał już wynik 60:71. Do końca pozostały 92 sekundy i było już po meczu. Craig Bradshaw w sumie uzbierał 25 punktów oraz 9 zbiórek, a momentami na boisku przypominał szalonego Marshalla Hendersona, byłego gracza Ole Miss. Podobne gesty, podobne szalone rzuty, bez pozytywnego końcowego rezultatu.
Malcolm Brogdon miał 22 punkty i 5 zbiórek, Justin Anderson dodał 15 oczek i 5 zbiórek, ale cichym bohaterem okazał się Anthony Gill, który 7 ze swoich 16 punktów zdobył w najważniejszym momencie meczu, gdy zespół Belmont wrócił do gry.
Dodaj komentarz