Wraz z początkiem sezonu kontynuujemy serię wywiadów. Tym razem porozmawialiśmy z Tomkiem, który wkracza w swój ostatni i jednocześnie najważniejszy sezon w NCAA. Zapraszamy!
Jest początek grudnia, za Tobą siedem udanych spotkań i nagle dociera do nas pechowa informacja. Powiedz jak doszło do kontuzji i co dokładnie Ci się stało?
– Kontuzji doznałem 1 grudnia w trakcie meczu przeciwko Furman. Na około 3 minuty do końca meczu zebrałem piłkę w obronie, podałem do rozgrywającego i zacząłem biec do kontrataku. Po dosłownie dwóch krokach poczułem mocne ukłucie w prawej stopie, nie miałem jednak pojęcia co właściwie się stało, bylem zatejpowany, wiec myślałem, ze może po prostu lekko podkręciłem kostkę. Dograłem mecz do końca z narastającym bólem i później nasz fizjoterapeuta obejrzał moją stopę. Powiedział, że to nie jest problem ze stawem skokowym, lecz ze stopą. Następnego dnia miałem zrobione prześwietlenie, które nie pokazało żadnych złamań mimo bólu w stopie. Dopiero po tzw. MRI (rezonans magnetyczny) okazało się, że mam stan zapalny w okolicach jednej z kości stopy, stąd wstępna diagnoza to tzw. „stress reaction”, który nie wymagałby ode mnie dłuższej przerwy w grze. Ostatecznie, kolejne badanie tzw. “CT scan” (tomografia komputerowa, która daje obraz kości w 360 stopniach) pokazało pękniecie w “Navicular bone” (kość łódkowata) i okazało się, że będę musiał mieć dłuższą przerwę w grze.
W pierwszym i drugim sezonie opuszczasz kilka początkowych spotkań z powodu urazów. W ostatnim przez kontuzje omija Cię większość sezonu. To pech, przeciążenie, czy jak lubią nazywać to fani kontuzjogenność?
– Nie wiem, i tak naprawdę się nad tym nie zastanawiam. W pierwszym sezonie do kontuzji doszło po tym jak w czasie treningu kolega z drużyny próbował mnie zablokować i ześlizgnąłem się z obręczy. W drugim sezonie do upadku doszło gdyż zderzyłem się w powietrzu z innym zawodnikiem i pod jego ciężarem wylądowałem plecami na parkiecie. Przedtem przez cały okres młodzieżowej koszykówki nie przytrafiła mi się żadna poważna kontuzja, także kontuzjogennością bym tego nie nazwał. Staram się dawać z siebie wszystko czy na boisku czy też na siłowni, dlatego muszę również dbać o swój organizm poza boiskiem. Rozciąganie, fizjoterapia czy tak jak od tego roku raz w tygodniu drużynowo mamy zajęcia z yogi – każdy ma rożne pomysły na regeneracje organizmu, wiec ze swojej strony staram się robić co trzeba by o siebie zadbać.
Przez kontuzje miałeś za to więcej czasu na naukę i w maju zdobyłeś dyplom. Przypomnij jaki wybrałeś kierunek i czy faktycznie wykorzystałeś ten okres na nadrobienie zaległości uczelnianych?
– Nie wiem skąd pomysł, że ze względu na kontuzje ktoś ma więcej wolnego czasu. Wciąż musisz być na wszystkich zajęciach z całą drużyną, a oprócz tego dochodzi rehabilitacja oraz w późniejszym okresie dodatkowe treningi indywidualne, by wrócić do pełni sprawności koszykarskiej. Udało mi się to jednak wszystko pogodzić i rzeczywiście skończyłem studia i uzyskałem dyplom Bachelor in Business with emphasis in International Business (kierunek biznesowy ze specjalizacją w biznesie międzynarodowym). Było to fajne przeżycie, gdyż ceremonia Graduation odbywa się w USA z wielką pompa i dodatkowo moi rodzice byli w stanie mnie odwiedzić w tym czasie, wiec mieliśmy okazje wspólnie spędzić ten fajny moment.
Jak w tym okresie wyglądała Twoja aktywność fizyczna? Opowiedz więcej o samej rehabilitacji i zajęciach koszykarskich?
– Rehabilitacja rozpoczęła się od odciążenia stopy, by kość mogła się zregenerować. Do tego dochodziły zabiegi ultradźwiękiem i dopiero po okresie ok. 3-4 tygodni rozpocząłem ćwiczenia na wzmocnienie osłabionej stopy. Kontuzja ta jest dość ciężka w leczeniu ze względu na położenie kości w stopie, a by podkreślić jak poważna w skutkach możne to być kontuzja, jeżeli zbyt szybko wróci się do pełnych obciążeń warto podać za przykład Joel’a Embiida z 76ers. Z powodu tego samego urazu właśnie opuszcza drugi z rzędu sezon w NBA, gdyż okazało się że zbyt szybko próbował wrócić do gry.
Rozumiem, że teraz wróciłeś już do pełni sił, ale powiedz jak długo trwała rehabilitacja i od kiedy bierzesz udział we wszystkich zajęciach z drużyną?
– Tak naprawdę nawet po przejściu do Ole Miss z Liberty wciąż się rehabilitowałem. Po tym, jak rozeszła się informacja o Embiidzie, tutejszy sztab rozmawiał ze mną i stwierdziliśmy, ze trzeba mieć 100% pewność, że jestem gotowy do gry zanim wrócę do treningów z całą drużyną. Z tego też powodu zdecydowałem się spędzić praktycznie całe lato na przygotowanie do sezonu, stad m.in. byłem zmuszony zrezygnować z powołania do kadry Polski, a do rodzinnego Szczecina przyleciałem na tydzień pod koniec lipca ze względu na ślub brata.
Kontaktował się z Tobą ktoś ze sztabu Reprezentacji Polski? O Twoim braku w kadrze zadecydowały tylko względy zdrowotne, czy była inna przyczyna?
– Jak już wspomniałem wcześniej, ze względu na kontuzje i po kontakcie zarówno z Trenerem Taylorem, jak i Generalnym Menedżerem – Panem Marcinem Widomskim, stwierdziliśmy że moje długofalowe zdrowie jest najważniejsze. Stad też decyzja o pozostaniu w USA przez cale lato i jestem bardzo wdzięczny za dobrą komunikacje z Panami Taylorem i Widomskim.
Wróćmy jednak do NCAA. Dzięki przepisom zyskałeś dodatkowy rok. Skąd decyzja o zmianie uczelni i drużyny?
– Wydawało mi się to najrozsądniejszą z decyzji. Oprócz plagi kontuzji, po zakończeniu sezonu dokonano zmiany na pozycji trenera w Liberty, wiec wiedziałem, że kończąc studia w maju mam okazje zmiany uczelni na jeden rok.
Dużo było propozycji z innych uczelni? Ostatecznie wybór padł na Ole Miss. Jakie aspekty zadecydowały?
– Ostatecznie telefonów było z ok. 25ciu szkół, jak Boise State, Louisville, Kansas State czy Nevada i każda z nich miała inną sytuacje na najbliższy sezon. Ole Miss zgłosiła się jako jedna z pierwszych i zarówno jeden z trenerów był w stanie odwiedzić mnie w Lynchburgu, jak i ja potem byłem też w stanie odwiedzić Ole Miss w ramach procesu rekrutacji. Wydawało mi się, że Ole Miss miało najlepszą możliwość pokazania się, dając mi szanse na dużo minut w jednej z najlepszych konferencji w USA.
Po tej decyzji pojawiło się w Polsce wiele opinii, że kolejny rok w NCAA będzie dla Ciebie zmarnowany i powinieneś wybrać grę w dobrej europejskiej lidze. Rozważałeś również taki kierunek?
– Odzywały się do mnie rożne agencje, zarówno z USA jak i Europy, jednak nie rozważałem tego kierunku, bo wiedziałem jakie bym miał możliwości próbując szukać klubu w Europie wracając po kontuzji. Z każdą poważną decyzją wiąże się ryzyko, na tym polega życie. Jednak o wiele pewniej czułem się ryzykując zmianę szkoły i zostając na kolejny rok w NCAA, niż szukając pracy po kontuzji na rynku europejskim. Każdy ma prawo do swojej opinii, tak jak ja mam prawo decydować o swoim losie. Oczywiście szukałem porady u wielu osób związanych z koszykówką i o dziwo żadna z nich nie doradzała mi szukania klubu w Europie. Dzięki zmianie uczelni jestem w stanie sprawdzić się na wyższym poziomie, a jednocześnie mam zapewnione najlepsze warunki jeśli chodzi o zaplecze sportowe.
Wprawdzie na kampusie jesteś dość krótko, ale jakie różnice rzuciły Ci się najbardziej w oczy w stosunku do Liberty?
– Różnic pod względem kampusu aż tak wielkich nie ma, jednak da się wyczuć, że Mississippi to typowo południowy stan w Ameryce, stąd też spotyka się ludzi mówiących z nieco innym akcentem. Z innych “smaczków”, to mieszkam ok. godzinę drogi od Memphis, wiec może będę miał okazje wybrać się na mecz Grizzlies. Będąc w Liberty miałem okazje przynajmniej raz do roku pojechać na mecz Washington Wizards, wiec była to świetna okazja by zobaczyć w akcji Marcina Gortata i chwile pogadać po meczu. Muszę zobaczyć kiedy gra w Memphis (śmiech).
A jak pod tym względem prezentuje się zaplecze sportowe?
– Wszystko wygląda super, mamy całodobowy dostęp do ośrodka treningowego, gdzie tuż obok hali treningowej mamy siłownie oraz tzw. “training room”, czyli pokój do rehabilitacji i fizjoterapii. Można powiedzieć, że w Liberty czułem że już nie może być lepiej, a teraz trafiłem tutaj i okazało się że byłem w błędzie (śmiech).
Wiem, że podobnie jak było to w ostatnich latach w Liberty wynajmujesz wraz z kolegami z drużyny mieszkanie. Jak zostałeś przyjęty przez nowych kolegów i jak układa Ci się współpraca z trenerem Kennedym oraz całym sztabem?
– Zostałem przyjęty bardzo dobrze. Wynajmuje mieszkanie wraz z trzema innymi zawodnikami – Hiszpanem Sebastianem Saizem, Wenezuelczykiem Anthonym Perezem oraz Amerykaninem Stefanem Moody’m. Mimo że pochodzimy z czterech rożnych krajów dogadujemy się bardzo dobrze. Mamy naprawdę fajną grupę i dużo wolnego czasu spędzamy wspólnie jako drużyna, co na pewno przełoży się na większe zaufanie na boisku.
Jakie cele na ten sezon dla Ciebie oraz całej drużyny wyznaczył trener?
– Oczywiście każdy celuje w March Madness i taki też jest nasz cel. Im lepszy rozegramy sezon zasadniczy, tym lepiej możemy być rozstawieni, co później ułatwia drogę to Sweet Sixteen czy Elite Eight. Sezon zaczynamy w piątek i na ten moment to jest nasz najważniejszy mecz, nie wychodzimy za daleko w przód.
A jakie cele Ty stawiasz przed sobą i nad jakim aspektem swojej gry chcesz najbardziej pracować?
– Indywidualnie chce móc powiedzieć po tym sezonie, że wiem że w każdym meczu dałem z siebie wszystko i nie mam czego żałować. Przez wakacje mocno pracowałem nad techniką rzutu i grą na koźle, więc pozytywnie się zapatruje na rozpoczynający się sezon.
Konferencje SEC i Big South to jak niebo i ziemia, nie obawiasz się wyraźnie większego poziomu rozgrywek?
– Nie, bo wiem na co mnie stać i na jakim poziome chce grac. Trener Kennedy mocno przykłada uwagę do pewności siebie i powtarza nam, że to jest umiejętność, czyli coś co da się “wytrenować”. Każdego dnia spędzam godziny trenując na boisku, ćwicząc na siłowni czy analizując wideo z trenerami, więc robię to, co do mnie należy by być pewnym siebie w trakcie meczu, nieważne czy gram przeciwko Kentucky czy drużynie z Big South.
Mnóstwo fajnych wieści pojawia się na Twoim blogu.