Polub nas na facebooku:    
NCAA w liczbach, czyli trochę cyferek na dobry start

Już dzisiaj rozpoczynamy First Four, czyli najbardziej oczekiwany przez wszystkich fanów uniwersyteckiej koszykówki moment nadszedł. Planowałem z tej okazji przyjrzeć się nieco bliżej każdej ekipie i poprzeć to stosownymi cyferkami, ale jak się domyślacie praca plus inne mniej ważne od koszykówki rzeczy mimo wszystko popsuły plany. Nie zamierzałem ciągnąć tego na siłę (no, kilka takich biednych akapitów tu jest), pisząc po dwa zdania na zespół i dość oczywista tabelka, więc ostatecznie odłożyłem temat. Póki co mogę obiecać, że wezmę pod lupę Final Four. Zdecydowałem się jednak na opublikowanie tej mocno roboczej wersji z zaledwie 33 ekipami. Część wpisów powstawała jeszcze przed Selection Sunday, część po, część nawet przed turniejami konferencji, stąd różnica w aktualności informacji. Generalnie pewnie jest tu trochę chaosu, więc dajcie znać jeśli coś jest niejasne. Korzystałem z danych przede wszystkim z kenpom.com oraz realgm.


WICHITA STATE SHOCKERS

Początek sezonu nie należał dla Shockers do szczególnie udanych, bowiem rozpoczęli go od bilansu 2-4 (a właściwie 1-4, bo jedno spotkanie grali z ekipą z DIV II). Kontuzje Freda Van Vleeta i Antona Grady’ego spowolniły podopiecznych Gregga Marshalla, ale gdy przyszły gry konferencyjne Wichita nie miała litości dla rywali. Bilans 16-2, w tym aż w 11 zwycięskich spotkaniach zatrzymywali rywala na mniej niż 60 punktach. Jeśli chodzi o pierwszą tabelkę, to eDiff, czyli Efficiency Differential pokazuje różnicę między ORtg i DRtg. Zobaczcie jak Ron Baker i spółka roznieśli rywali w Missouri Valley Conference (uwzględnione tylko spotkania konferencyjne).

Druga tabelka ma niewiele kolumn, ale tutaj nie trzeba dużo mówić. To właśnie Shockers pozwalali swoim rywalom na zdobywanie najmniejszej ilości punktów w całej NCAA.


GONZAGA BULLDOGS

Zdaję sobie sprawę z tego, że wskutek kontuzji Przemka Karnowskiego zainteresowanie osiągnięciami Bulldogs nieco spadło, ale ekipa Marka Few wciąż radzi sobie bardzo dobrze. Kyle Wiltjer z 20,8 punktami na mecz znajduje się w pierwszej dwudziestce najlepszych strzelców w kraju, a Domantas Sabonis dorzuca 17 oczek i przede wszystkim aż 11,9 zbiórki na spotkanie, dzięki czemu jest na siódmym miejscu w całej NCAA. Ja jednak postanowiłem skupić się na statystykach zespołowych, przede wszystkim obronnych. Otóż Bulldogs są jedną z najlepiej broniących trójki ekip w całej NCAA, pozwalając rywalom na trafianie ledwie 29% prób zza łuku. Nieźle bronią także rzuty za dwa (w tabelce na zielono oznaczone ekipy, które pozwalają rywalom na mniej niż 45% trafień za dwa).


AUSTIN PEAY GOVERNORS

Niespodziewani triumfatorzy Ohio Valley Conference sprawili mi mały kłopot, bowiem ciężko jest wyszukać coś ciekawego o ekipie, która ledwo załapała się do turnieju własnej konferencji. Tak, dobrze słyszycie – w OVC cztery najsłabsze ekipy nie kwalifikują się nawet do posezonowych rozgrywek konferencyjnych. Dodam tylko, że w poprzednich trzech sezonach jedną z takich ekip byli właśnie koszykarze AP, a w obecnym sezonie zakwalifikowali się na farcie z ósmym seedem. Pomimo tego zdołali ograć po dogrywce faworyzowany Belmont, a w finale wygrali z UT Martin i zobaczymy ich w Turnieju! Jest jedna kategoria, w której Governors wyróżniają się nawet na tle całej Division I. Jest to FTRate, czyli po prostu FTA/FGA (przy okazji poczytajcie co ma do powiedzenia absolwent Harvardu John Ezekowitz), zwłaszcza jeśli przeczytaliście Basketball on Paper Deana Olivera.

Nic dziwnego, że podopieczni Dave’a Loosa są tak wysoko w krajowym rankingu, skoro ich lider Chris Horton (najlepszy w punktach, zbiórkach, asystach, przechwytach) oddał aż 276 wolnych, przy 380 próbach z gry, dzięki czemu jest w krajowej czołówce z rezultatem 72,6. Nie tylko on nie ma problemów z dostawaniem się na linię – Khalil Davis wykręcił wynik 50,9, a Josh Robinson 44,3.


YALE BULLDOGS

Buldogi zagrają w turnieju po raz pierwszy od 1962 roku! Kilkanaście lat pracy trenera Jamesa Jonesa przyniosło wyczekiwany skutek, tym samym kilkuletnia dominacja Harvardu została przerwana. To co wyróżnia zespół Yale to postawa na tablicach – zarówno w ofensywie, jak i defensywie. Wszystko dzięki trójce skrzydłowych, którzy dostarczają średnio ponad siedem zbiórek na mecz – Justin Sears (czołowy ofensywny zbierający w kraju), Brandon Sherrod (być może kojarzycie z tego względu) oraz dobrze radzący sobie przede wszystkim na własnej tablicy Nick Victor. Ten tercet w dużej mierze odpowiada za średnio niemal 40 zbiórek w meczu, co plasuje Yale w okolicach 20. miejsca w kraju, a jeszcze lepiej Buldogi wypadają gdy spojrzymy na współczynnik OR%. Co ważne, spośród ekip z czołówki tej klasyfikacji to właśnie podopieczni Jonesa najlepiej bronią się przed ofensywnymi zbiórkami rywali, czyli de facto zbierają w defensywie.


FLORIDA GULF COAST EAGLES

Florida Dunk Gulf Coast wraca do turnieju po trzech latach. Pamiętacie rok 2013? Padło Georgetown, padło San Diego State, ale Florida już dała radę, tym samym przygoda Eagles zakończyła się na Sweet Sixteen. W Fort Meyers nie ma już Andy’ego Enfielda, który obecnie walczy o powrót do niezłych czasów w USC, jednak nowy coach Joe Dooley potrzebował ledwie trzech sezonów, aby doprowadzić FGCU do kolejnego występu w Turnieju.

Siłą Eagles jest walka na tablicach. Prym wiedzie gwiazda całek ekipy, a przy okazji czołowy zbierający Atlantic Sun Marc-Eddy Norelia. Mierzący 203 centymetry skrzydłowy zbiera ponad 9 piłek na mecz, a szczególnie dobrze prezentował się w turnieju konferencyjnym, gdy jego łupem padało ponad 11 piłek, w tym ponad 3 w ofensywie. Na atakowanej tablicy dzielnie wspierał go Antravious Simmons, który był najlepszym graczem całego turnieju w tym aspekcie, ściągając z desek 4 piłki na mecz. Doskonale widzicie w tabeli jak ważnym czynnikiem dla FGCU były właśnie ofensywne zbiórki w zwycięskim turnieju.

Zwróćcie też uwagę na ORtg i DRtg w rozgrywkach konferencyjnych – FGCU jako jedyna uczelnia łączy dobry atak z solidną obroną (legenda oczywista – zielony 1. miejsce, pomarańczowy 2., żółty 3.). Jeśli chodzi o rozgrywki posezonowe, to rzecz jasna umieściłem w tabeli tylko ekipy, które rozegrały co najmniej dwa spotkania. Próba i tak za mała, szczególnie w kwestii ratingów i eDiff, ale chciałem zaprezentować przede wszystkim statystyki dotyczące zbiórek.


UNC ASHEVILLE BULLDOGS

Buldogi pojawią się na krajowej arenie po raz czwarty. Do tej pory zaliczyły dwie wygrane w First Four po dogrywkach i trzy porażki z #1, po raz ostatni zagrały w 2012 roku. W tym sezonie zagrają po raz pierwszy w Turnieju pod wodzą Nicholasa McDevitta, który swego czasu sam grał w barwach Asheville. Siłą Asheville jest defensywa. DRtg na poziomie 94, wymuszanie strat, przechwyty, presja, wskutek której rywale rzucają im trójki ledwie na skuteczności 28,8%, co jest drugim wynikiem w całej DIV I. W tabelce zawarłem TOP 10 ekip DIV I wg STL%, do tego dane dotyczące strat rywala i procentu trójek. Kolorem zielonym postanowiłem oznaczyć lidera, a pomarańczowym wicelidera w skali kraju, jeśli chodzi o dwie pozostałe kategorie (James Madison, które lideruje w Opp 3PT% nie znalazło się w dziesiątce STL%), co pozwala na umiejscowienie pozostałych wartości w hierarchii, a przy okazji docenienie wyników Asheville.


NORTHERN IOWA PANTHERS

Pantery są w formie. Z ostatnich 13 spotkań wygrały aż 12, w tym te trzy najważniejsze w R-E-W-E-L-A-C-Y-J-N-Y-M turnieju konferencji Missouri Valley. Były emocje – Anthony Beane i spółka z SIU postawili całkiem ciężki warunki, świetny mecz z Wichitą, wygrany dopiero po dogrywce i finał z Evansville, który po pierwszej połowie wydawał się niemal rozstrzygnięty, ale ostatecznie do roboty musiał wziąć się świetny w przekroju całego turnieju Wes Washpun. Łącznie UNI rzuciło w tych trzech spotkaniach o 13 punktów więcej niż rywale, a właściwie jeśli potraktować spotkanie z Wichitą jako remis, to wyszłoby na to, że Pantery przez 120 minut wypracowały ledwie 8 punktów na plus. Wystarczy? Pewnie! Northern Iowa gra wolno i długo (APL – average possession length), często na niskim pułapie punktowym, ograniczając liczbę posiadań, co doskonale widać w tabelce. Pantery bardzo często wygrywają niewielką różnicą, szczególnie z tymi cięższymi rywalami (UNC +4, Iowa State +2, z Wichitą w sezonie regularnym +3).

Klasycznie oznaczyłem zielonym, pomarańczowym i żółtym najlepsze ekipy w dwóch pozostałych kategoriach (najdłużej grają przeciwnicy Syracuse). W ramach ciekawostki warto dodać, że zgodnie z współczynnikiem OR% Northern Iowa jest najgorzej zbierającym w ofensywie zespołem w kraju.


IONA GAELS

Uff, wreszcie! Kibice Gaels odetchnęli, bowiem już w poprzednich dwóch sezonach Iona zasłużyła na to by zagrać w Turnieju, ale dwukrotnie przeszkodził Manhattan. W obecnych rozgrywkach pojawił się groźny konkurent w postaci Monmouth, ale to właśnie po świetnym finałowym spotkaniu z Hawks ekipa z New Rochelle zaklepała sobie bilety na najważniejszą fazę sezonu. Piszę ten akapit rano w pracy, kilka godzin po meczu, więc mam w pamięci kolejny dobry występ Jordana Washingtona. Kolejny w niewielkim wymiarze czasowym, za to całkiem produktywny. Rzut oka w statystyki PER40, które mówią bardzo wiele. Otóż wg nich Washington jest jednym z najczęściej faulujących graczy w DIV I, zaliczając 8.1 PF/40, co tłumaczy jego niewielkie minuty – permanentne problemy z faulami, 5 razy musiał kończyć mecz przed czasem, niezliczona ilość spotkań z 4 faulami, które powodowały, że coach Tim Cluess musiał rozważnie korzystać z usług Jordana. Sprawdźcie za to jak dobrze wypada Washington PER 40.

Warto także dodać, że Washington jest trzeci w kraju w OR% (18.1) oraz drugi w faulach popełnianych na nim PER40 – 9.2.


UNC WILMINGTON SEAHAWKS

W Colonial odbyło się bez fajerwerków – w finale zmierzyły się dwie najwyżej rozstawione ekipy, które w sezonie zasadniczym uzyskały ten sam bilans. Ostatecznie Seahawks ograli Hofstrę i zagrają na wielkiej scenie. Siłą UNC Wilmington jest kolektyw. Nie ma tu gwiazd, nikt nie jest traktowany jako gracz pierwszej kategorii, któremu wolno nieco więcej. Dobrze to widać w przedstawionej tabelce – sami zobaczcie jak równiutko rozkłada się współczynnik %Shots (umowny procent oddawanych rzutów ekipy przez danego zawodnika, gdy jest na boisku) w przypadku podstawowych graczy. Fakt, że to właśnie Chris Flemmings jest najlepszym strzelcem drużyny wynika nie z tego, że forsuje dużą liczbę rzutów, tylko po prostu jest bardzo skuteczny (plus gra sporo minut, ale mimo wszystko nie to jest nadrzędne).


UT CHATTANOOGA MOCS

W Southern bez niespodzianki – numer pierwszy ograł w finale numer dwa – East Tennessee State, także wszystko rozegrało się pomiędzy ekipami ze stanu spod znaku irysa. Siłą Mocs w rozgrywkach konferencyjnych była defensywa – jako jedyna ekipa Southern tracą mniej niż punkt na posiadanie. Nieźle także przechwytują i blokują. Warto dodać, że podopieczni debiutującego w roli head coacha w DIV I Matta McCalla tracą relatywnie mało piłek w stosunku do konferencyjnych rywali. Wyprzedzają ich tylko koszykarze Citadel, ale to pewnie dlatego, że grają tak szybko, że nawet nie zdążą stracić piłki, tylko po prostu oddają kolejną trójkę (35 na mecz, 32% skuteczności; chyba nie muszę dodawać, że są liderem?).


KANSAS JAYHAWKS

W Big 12 bez zaskoczeń – po raz dwunastu z rzędu sezon zasadniczy wygrali koszykarze z Kansas. Podopieczni Selfa ponieśli tylko cztery porażki w całym sezonie (w tym trzy w konferencji), najmniej od rozgrywek 2010/2011. Doświadczony, zgrany ze sobą zespół jest zagrożeniem dla każdego, szczególnie we własnej hali. W tym sezonie dobrze funkcjonuje to, co w poprzednich sezonach czasami bywało problemem, czyli skuteczność za trzy. Po raz ostatni Jayhawks byli powyżej 40% w sezonie 2009/2010, a na takim procencie jak w obecnych rozgrywkach nie rzucali co najmniej przez 15 ostatnich sezonów.

Spójrzcie jak wyglądają osiągnięcia w tej materii czołowych koszykarzy Jayhawks. Pięciu zawodników powyżej 40%, w tym całkiem sporo rzucający Wayne Selden i Devonte’ Graham.


OKLAHOMA SOONERS

Sooners trzeci raz z rzędu kończą sezon w BIG12 z bilansem 12-6, ale to właśnie w obecnych rozgrywkach pozostawili po sobie najlepsze wrażenie, głównie dzięki temu, że po raz pierwszy od dawna skończyli gry niekonferencyjne bez porażki. Wiadomo, że stoi za tym przede wszystkim Buddy Hield. Postanowiłem wziąć pod lupę tego świetnego gracza, a mianowicie przeprowadzić ewaluację jego osiągnięć względem innych byłych gwiazd Big 12. O ile w innych dużych konferencjach mieliśmy w ostatnich latach superstrzelców, jak np. Doug McDermott (Creighton) czy Erick Green (Virginia Tech), o tyle jakoś nie przypominam sobie aż takich popisów właśnie w Big12. Uwzględniłem tylko spotkania konferencyjne, z każdego sezonu wybrałem jednego, najlepiej punktującego zawodnika. Jak widać w ciągu ostatnich dziesięciu lat dwóch koszykarzy uzyskiwało nawet lepsze wyniki w kategorii zdobyczy punktowych, ale było to już kilka ładnych lat temu.


VILLANOVA WILDCATS

Co do tego, że Villanova jest najlepszą ekipą w Big East chyba nikt nie ma wątpliwości. Trzeci z rzędu sezon skończony z bilansem 16-2, w zasadzie brak większego zagrożenia ze strony innych ekip. Niby Xavier potrafi powalczyć i ograć Wildcats na własnym boisku, ale już na swoim parkiecie podopieczni Jaya Wrighta sprawili Muszkieterom potężne lanie. Do tego porażka po dogrywce z Providence. To by było na tyle, jeśli chodzi o wpadki Villanovy w rozgrywkach konferencyjnych. Ta postawa ma odzwierciedlenie w cyferkach – sami spójrzcie jak ekipa z Pensylwanii odsadziła rywali, zaliczając najlepszy współczynnik eFG, ofensywny oraz defensywny rating. Zwróćcie też uwagę na Xavier – o ile w ataku jest naprawdę dobrze, bo niemal 1,1 punktu na posiadanie w Big East to bardzo dobry wynik, o tyle w obronie wypadają blado.


MICHIGAN STATE SPARTANS

Spartans ostatnio regularnie kończą sezony z 12, 13 zwycięstwami, ale już dawno nie skończyli rozgrywek niekonferencyjnych bez porażki. Denzel Valentine był niezastąpiony, chociaż dzielnie wspomagany przez Bryna Forbesa, Matta Costello i Erona Harrisa. Podopieczni Toma Izzo zakończyli rozgrywki w Big Ten na drugim miejscu, ale wg mnie to właśnie oni zostawili lepsze wrażenie niż Indiana. Spartans co prawda ponieśli o dwie porażki więcej, ale aż 3 z 5 przegranych to kwestia jednego punktu. Zwróćcie też uwagę na różnicę w ORtg Indiany w meczach konferencyjnych i w przekroju całego sezonu (tutaj brak tych danych, ale pojawią się chociażby przy tekście o Miami), a jednocześnie na niewielką różnicę w przypadku Spartan. Wnioski oczywiste. Za to gdy Michigan State wygrywało, to bardzo często nie miało litości dla rywali – tylko w spotkaniach konferencyjnych aż siedmiokrotnie wygrywali różnicą więcej niż 20 punktów, pognębili także 19 punktami Hoosiers. Spójrzcie w tabelkę – Spartanie nie tylko mają statystycznie najlepszą obronę i atak, ale także najlepiej zbierają w ofensywie, mają najlepszy eFG% i grają najbardziej zespołowo – aż 68,9% celnych rzutów było asystowane. Spartanie królują nie tylko w Big Ten, ale także w całej Division I – najwięcej asyst na mecz, najlepszy współczynnik AST%, i to niezależnie czy będzie filtrować tylko spotkania konferencyjne, niekonferencyjne czy cały sezon. Denzel Valentine notuje 7,5 asyst na mecz, jest najlepiej podającym Big Ten.


GREEN BAY PHOENIX

Spora niespodzianka w konferencji Horizon, bowiem do tytułu były typowane dwie ekipy – Oakland i Valparaiso, tymczasem koszykarze ze stanu Wisconsin sprawili sporą niespodziankę. Nie udało się rok temu, gdy w Green Bay grał Keifer Sukes, udało się za to w obecnych rozgrywkach. W swoim pierwszym sezonie w Green Bay coach Linc Darner podkręciłe tempo. Literalnie. Phoenix są jedną z najszybciej grających ekip w Division 1. Ba, w średniej długości posiadania wyprzedzają nawet Citadel i inne ekipy znane z szybkiej gry. Rywalom z kolei nie pozwalają grać szybko, dzięki całkiem solidnej defensywie wymuszają długie posiadania, które czasem kończą się rzutem w ostatnich sekundach z nieprzygotowanej pozycji.


FAIRLEIGH DICKINSON KNIGHTS

W jednej z najsłabszych konferencji (Northeast) triumfowali właśnie koszykarze Fairleigh Dickinson. Będzie to dla nich piąty występ w turnieju, jeszcze nigdy nie wygrali spotkania. Niewiele zapowiada na to, aby właśnie w tym sezonie się im to udało, bowiem z tak słabą obroną ciężko będzie im powalczyć na scenie nieco większej nić konferencja Northeast. Jeżeli weźmiemy pod uwagę liczony przez Kena Pomeroya parametr Adjusted Defense Efficiency, to Knights są jedną z najsłabszych ekip w całym kraju. W przypadku FDU nieprzypadkowo postanowiłem skorzystać właśnie z ADE, bowiem zespół z Teaneck w stanie New Jesrey gra z wieloma słabymi ekipami, a ten współczynnik uwzględnia między innymi takie czynniki jak jakość ofensywy przeciwnika. Oto najsłabiej broniące uczelnie w DIV I.


HOLY CROSS CRUSADERS

Sensacyjni triumfatorzy konferencji Patriot. Crusaders byli rozstawieni z numerem 9, bowiem w rozgrywkach konferencyjnych zanotowali bilans 5-13, przez co rywalizację w turnieju musieli rozpoczynać już od pierwszego spotkania. Przeszli jednak przez niego jak burza, ogrywając po drodze #1 Bucknell, a w finale rozprawili się z #2 Lehigh. Statystyk z turnieju konferencji za bardzo nie analizowałem, bowiem siłą rzeczy próba jest niewielka, więc postanowiłem sprawdzić jak szło Holy Cross w rozgrywkach konferencyjnych. Jak zapewne się domyślacie było słabo, ale moją uwagę zwrócił fakt, że to właśnie Crusaders najlepiej dzielili się piłką, a przede wszystkim zaliczali relatywnie mało strat.


SOUTH DAKOTA STATE JACKRABBITS

Jackrabbits już od kilku lat wyróżniają się na tle innych ekip z Summit. Do turnieju przystąpili z numerem dwa. Jest to nieźle zbilansowana ekipa, która nieźle atakuje i solidnie broni, a za zdobywanie punktów odpowiada przede wszystkim tercet Mike Daum, George Marshall oraz Deondre Parks – cała trójka kręci się wokół 15 punktów na mecz. Sporym atutem Jackrabbits jest walka na tablicach – statystycznie zaliczają najwięcej zbiórek w Summit, chociaż nie mają jednego gracza, który zbierałby 10 piłek na mecz, tylko po prostu kilku zawodników regularnie dostarcza kilka zbiórek na mecz.


MIAMI HURRICANES

Hurricanes zaliczyli świetny sezon w ciężkiej konferencji ACC. Świetne transfery sprawiły, że Canes znów są mocni. Angel Rodriguez przyszedł po dwóch latach w Kansas State i świetnie prowadzi grę zespołu. Sheldon McClellan po udanych dwóch sezonach w Texasie przyjechał na Florydę i został najlepszym strzelcem. To oni napędzają ekipę na obwodzie, a pod koszem całkiem aktywny w ataku jest Tonye Jekiri, który dodatkowo jest nieoceniony dla obrony. Taka kombinacja sprawiła, że w przekroju całego sezonu, uwzględniając jedynie ekipy z najważniejszych konferencji, Miami znalazło się w ścisłej dziesiątce ofensywnego ratingu, prezentując się przy tym nieźle w obronie.


VIRGINIA CAVALIERS

Niby bez wielkich gwiazd, chociaż ze świetnym i bardzo pewnym Brogdonem, ale jednak Virginia znów była w ścisłej czołówce ACC przez cały sezon. Nie ma już Justina Andersona, który powolutku kolekcjonuje minuty w NBA, ale Kawalerzyści wciąż grają swoje. Nieprzypadkowo dodałem przez nazwiskiem lidera Virginii określnik „pewny”, bowiem pomimo oddawania sporej liczby rzutów Brogdon trzyma naprawdę dobrą skuteczność – 47% FG, 41% za trzy. Nie tylko on ma pewną rękę – Virginia jest najlepiej rzucającą ekipą w rozgrywkach ACC – zarówno biorąc pod uwagę ogólną skuteczność, jak i za trzy.

Warto też dodać, że Kawalerzyści oddają najmniej rzutów w całej konferencji, a ilościowo mniej punktów zdobywa tylko Boston College. Nic dziwnego, skoro to właśnie Virginia jest najwolniej grającą ekipą w konferencji, a świetna defensywa sprawia, że rywale po prostu rzucają jeszcze mniej. W punktach na posiadanie lepsze są tylko trzy ekipy – Notre Dame, North Carolina, Duke.


XAVIER MUSKETEERS

Muszkieterowie zaliczyli swój najlepszy sezon w krótkiej historii występów w Big East, okrasili go także wygraną z Villanovą. Spotkania Xavier bez wątpienia należą do atrakcyjnych, sama ekipa z Cincinnati zdobywa średnio ponad 81 punktów, często wciągając w strzelaninę rywali. Nie dziwi więc wysoki ogólny ofensywny rating zespołu (tylko gry konferencyjne dla lepszego porównania ze stawką), a także wysokie współczynniki czołowych graczy Muszkieterów (całe rozgrywki).


IOWA HAWKEYES

Ten sezon dla Hawkeyes to prawdziwy rollercoaster – świetny początek gier konferencyjnych, dwukrotne zwycięstwa z Michigan State, po czym spadek formy i ostatecznie Iowa przegrała 5 z 7 ostatnich spotkań, odnosząc zwycięstwa tylko z Michigan i Minnesotą. W turnieju jeszcze gorzej, bowiem podopieczni Franka McCaffery’ego odpadli już w pierwszym spotkaniu z Illinois i szczerze mówiąc sam nie wiem co o nich sądzić. Rzut oka w cyferki z rozgrywek konferencyjnych i widać, że Iowa przede wszystkim podkręca tempo, notując najniższy średni czas posiadania w całej konferencji Big Ten. Hawkeyes tracą także bardzo mało piłek, co jest zasługą rozważnie operujących piłką Anthony’ego Clemmonsa i przede wszystkim Mike’a Gesella, który jest w ścisłej czołówce Big Ten w statystyce AST/TO.


KENTUCKY WILDCATS

Z całą pewnością Wildcats nie wypadli w obecnych rozgrywkach tak dobrze jak w ubiegłych, bowiem aż pięciokrotnie przegrywali tylko w samych spotkaniach konferencyjnych i ostatecznie zostali rozstawieni z drugim numerem w turnieju. Patrząc jednak tylko na statystyki ofensywne to właśnie Wildcats wyglądają najlepiej, i nie mam na myśli tylko stricte efektywności ofensywnej, widać to również w poszczególnych składowych, a także na atakowanej desce. W defensywie bywa różnie, jednak atak to bez wątpienia silna strona Kentucky.


MARYLAND TERRAPINS

Niezły sezon w wykonaniu Terrapins – to wiecie i widzicie. Ja chciałbym poruszyć inny temat, czyli głębokość składu, a raczej jej brak. Maryland gra w siódemkę, z zaznaczeniem, że Damonte Dodd mimo wszystko daje mniej w obronie niż rok temu, więc sytuacja de facto wygląda jeszcze słabiej. Sprawę ratują dobre transfery w postaci Roberta Cartera i Rasheeda Sulaimona, jednak i tak obawiam się, że w turnieju może Terrapins zabraknąć tchu.


BAYLOR BEARS

Drugi z rzędu plusowy sezon w ciężkiej konferencji Big XII, sezon bardzo ważny, bowiem po rozgrywkach z ekipą żegnają się Rico Gathers, Taurean Prince i Lester Medford, czyli kluczowy dla gry Miśków tercet. Medford naprawdę nieźle prowadzi grę zespołu w obecnych rozgrywkach, a Gathers i Prince odpowiadają nie tylko za zdobywanie punktów, ale także za walkę na tablicach. To właśnie na zbiórki, przede wszystkim w ofensywie chciałbym zwrócić uwagę. Baylor jest drugie w całej DIV I (uwzględniony cały sezon), ustępuje tylko West Virginii.

O tym, że od zawsze w czołówce indywidualnego OR% jest Gathers pewnie wiecie. W obecnych rozgrywkach jest najlepszy, w zestawieniu uwzględnieni najlepsi gracze z najważniejszych konferencji. Swoje dokłada Prince, a bardzo dobrze prezentuje się także Johnathan Motley oraz Ishmail Wainright. Mówiąc wprost – każdy z najważniejszych graczy Baylor, rzecz jasna poza Alem Freemanem i Lesterem Medfordem, prezentuje się co najmniej dobrze na atakowanej desce.


PURDUE BOILERMAKERS

Jeszcze w sezonie 13/14 Boilermakers byli na samym dnie Big Ten, ich marsz w górę rozpoczął się w drugiej połowie ubiegłego sezonu, a obecne rozgrywki są potwierdzeniem coraz większych aspiracji w West Lafayette. Uwagę zwraca przede wszystkim siła podkoszowa – do AJ’a Hammonsa i Vince’a Edwardsa dołączył utalentowany Caleb Swanigan. Taki tercet sprawia, że rywalom bardzo ciężko walczy się o ofensywne zbiórki. A warto dodać, że jest jeszcze całkiem uniwersalny Rapheal Davis, który też potrafi powalczyć na desce. Jeżeli uwzględnimy tylko ekipy z najważniejszych konferencji, to okaże się, że właśnie Purdue uzyskuje najlepszy współczynnik DR% (uwzględniając wszystkie ekipy lepsze jest George Mason).


WEST VIRGINIA MOUNTAINEERS

Mountaineers zapewne zobaczycie wielokrotnie w wklejanych przeze mnie tabelkach w bardzo pozytywnym świetle, więc nie będę tego powtarzał. Zamiast tego zwrócę uwagę na coś, co w Turnieju może okazać się bardzo ważne – głębię składu. To co najbardziej lubię, to oczywiście rotacja guardów. Jaysean Paige, Jevon Carter, Daxter Miles, Tarik Philip. Jestem przefanem, po prostu nie da się ich nie lubić. Każdy z nich gra ponad 20 minut w meczu i zdobywają ponad połowę punktów drużyny. Dzięki rozległej rotacji zawodników trenera Hugginsa stać na to, aby niemal bez przerwy naciskać na przeciwnika i uprzykrzać mu życie w najróżniejszy sposób – presja już przy wyprowadzaniu piłki, podwojenia, przecinanie linii podań. Defensywa stała się znakiem firmowym West Virginii, podobnie jak fantastyczna walka na ofensywnej tablicy – w tym względzie są nawet lepsi od Baylor z Rico Gathersem w składzie. Według mnie jedna z najbardziej charakterystycznych ekip całej NCAA, podpatrujcie ich uważnie.


WEBER STATE WILDCATS

Była uczelnia Damiana Lillarda wraca do gry po ubiegłorocznej przerwie. Wildcats nie dali szans rywalom zarówno w sezonie zasadniczym, jak i turnieju konferencji. W ramach ciekawostki mogę Wam powiedzieć, że patrząc na współczynnik BLK% rywali Weber State, wychodzi na to, że to właśnie ta ekipa najrzadziej daje się blokować. Ja jednak chciałbym zająć się inną kwestią, a mianowicie tym jak bardzo Wildcats są uzależnieni od guarda Jeremy’ego Senglina i mającego całkiem niezłe notowanie w mockach draftowych podkosozwego Joela Bolomboya. Ta dwójka dostarcza niemal połowę punktów zespołu, a sam Bolomboy zbiera średnio 12.7 piłek na mecz, ustępując w skali kraju tylko litewskiemu duetowi – Mockevivius, Gustys.


HAMPTON PIRATES

Hampton po raz drugi z rzędu zagra w turnieju. Rok temu ograli w First Four Manhattan, aby przegrać w pierwszej rundzie z Kentucky. W obecnych rozgrywkach zostali uhonorowani miejscem od razu w zasadniczej drabince z #16 seedem, a w pierwszej rundzie zmierzą się z Virginią. Za sukcesem Pirates stoi przede wszystkim postawa na tablicach – najlepiej w konferencji zbierali w ataku, jednocześnie nie dopuszczając rywali do zdobywania piłek na ich tablicy. Największy udział ma w tym oczywiście znany Wam z poprzedniego turnieju Quinton Chievous – przepchnął Hampton z Manhattanem, zagrałem dobre spotkanie z Kentucky. Mierzący niecałe dwa metry zawodnik zbiera średnio 11 piłek na mecz. Poza nim zespół opiera się na dwójce gracze – Reggie Johnson jest najlepiej punktującym i podającym, a Brian Darden zamyka tercet graczy, którzy rzucają powyżej 10 punktów. Ta trójka zdobywa 2/3 punktów Pirates. Sami zobaczcie:


MIDDLE TENNESSEE BLUE RAIDERS

Całkiem spora niespodzianka w C-USA, bowiem przed sezonem zastanawiałem sie która ekipa może namieszać w późniejszej fazie sezonu i jasno wskazywałem na UAB lub Old Dominion, które kadrowo wyglądały zdecydowanie najmocniej. Coach Kermit Davis po raz drugi poukładał puzzle jak należy i po występie w 2013 roku, pora na drugi w obecnych rozgrywkach. Zwykle wskazuje jakieś pozytywne statystyki, ale tym razem będzie inaczej. Blue Raiders to jedna z najgorzej rzucających wolne ekip w całej NCAA. Dla porównania najlepsi w tym względzie koszykarze UConn trafiają na niemal 79% skuteczności.


HAWAII RAINBOW WARRIORS

W Big West bez zaskoczeń – faworyci wygrali zarówno sezon zasadniczy, jak i turniej konferencji. Wg mnie podopieczni Erana Ganota naprawdę nie są bez szans w starciu z Californią, zwłaszcza jeżeli będą grać swoją koszykówkę. W skład filozofii Hawaii wchodzą między innymi agresywne wejścia na kosz, które kończą się faulami. O tym, że potrafi to Roderick Bobbitt chyba nie muszę Was przekonywać, jednak swoje dokładają także Aaron Valdes i Quincy Smith. Ta dwójka miewa jednak problemy z zamienianiem ich na punkty. Faule wymuszają także podkoszowi – Mike Thomas i przede wszystkim Stefan Jankovic. To właśnie on z Bobbittem rzuca najwięcej wolnych, a co najważniejsze robią to na dobrej skuteczności. Tabelka prezentująca czołowe ekipy NCAA wg FTRate:


BUFFALO BULLS

Byki drugi rok z rzędu zagrają w głównym Turnieju. Rok temu z #12 seedem przegrały z West Virginia, teraz zmierzą się z Miami. Spotkanie zapowiada się całkiem nieźle, bowiem Miami to jedna z najwolniej grających ekip w ACC, natomiast Buffalo stawia na szybkie, krótki akcje, notując średnio 72 posiadania na mecz. W Buffalo nie brakuje egzekutorów – a czterech graczy rzuca powyżej 10 punktów, a co ważne całkiem celnie, bowiem w spotkaniach MAC Bulls trafiali za dwa ze skutecznością 52%.


CINCINNATI BEARCATS

Misiokoty aka binturongi dostały bardzo ciekawego rywala w pierwszej rundzie – Saint Joseph’s z A10. Bez wątpienia będzie to jeden z najbardziej wyrównanych pojedynków w tej fazie rozgrywek. Póki co Cincinnati zaliczyło bardzo wyrównane spotkanie z UConn, które pewnie każdy z Was widział przynajmniej w skrótach. Słowo „wyrównany” pasuje do Bearcats jak ulał, bo taki właśnie jest skład ekipy ze stany Ohio. Ja dodam do tego jeszcze jeden określnik – zgrany. Na kampusie pozostała cała piątka z ubiegłego sezonu i cała odgrywa czołowe role. Nic dziwnego, że Bearcats są w ścisłej czołówce wprowadzonego przez Kena Pomeroya rankingu Continuity. Zasady chyba jasne, więc spójrzcie jak to wygląda:

Lehu
15.03.2016

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Informujemy, iż administratorem Twoich danych osobowych jest Krzysztof Kosidowski. Kontakt z administratorem: e-mail: kosi@collegehoops.pl
Podanie danych osobowych zawartych w formularzu jest dobrowolne. Jednocześnie przysługują Ci prawa dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania (aktualizacji) lub usunięcia, ograniczenia ich przetwarzania, przenoszenia, a także sprzeciwu wobec przetwarzania Twoich danych osobowych oraz niepodlegania zautomatyzowanemu podejmowaniu decyzji (profilowaniu). Masz także prawo wnieść skargę w związku z przetwarzaniem przez nas Twoich danych osobowych do organu nadzorczego. Twoje dane osobowe będą przetwarzane na podstawie art. 6 ust. 1 lit. B ogólnego rozporządzenia o ochronie danych osobowych z dnia 27.04.2016 w celu obsługi i realizacji usługi.
CollegeHoops.pl © 2018
strony internetowe Wałbrzych HM sp. z o.o.
www.hm.pl | hosting www.hostedby.pl